Skip to main content

Historia Ágnes Keleti, olimpijki, która zdobyła 10 medali po przeżyciu Holokaustu [Źródło: Weszlo]

Historia Ágnes Keleti, olimpijki, która zdobyła 10 medali po przeżyciu Holokaustu [Źródło: Weszlo]
Author: Sebastian Warzecha
Published Date: 09 January 2025

Oryginalny tytuł: Przeżyła Holokaust, zdobyła 10 medali olimpijskich, dożyła 103 lat. Historia Ágnes Keleti Link do źródła: https://weszlo.com/2025/01/09/agnes-keleti-historia-igrzyska-holokaust/ Chciała zostać wiolonczelistką. Nie udało się, postawiła na gimnastykę. Marzyłao igrzyskach w 1940 roku, ale przyszła wojna. Jako Żydówka musiała się ukrywać,szczęśliwie uniknęła obozu i przeżyła. Na olimpijskiej scenie zadebiutowaław wieku 31 lat i mimo tego zdobyła ostatecznie dziesięć medali. A potemwyemigrowała z ojczyzny, stała się założycielką programu gimnastycznego w innymkraju, a na starość wróciła do rodzinnych stron, czerpiąc radość z każdegokolejnego dnia. Jej życie to opowieść na film. Ale ekranizacji możemy sięnie doczekać. Widzowie mogliby bowiem uznać, że scenarzyści przesadzili.Przeżyła Holokaust, zdobyła 10 medali olimpijskich, dożyła 103 lat. HistoriaÁgnes KeletiRADOŚĆ Z ŻYCIA. ÁGNES KELETI I JEJ BIOGRAFIADziś skończyłaby 104 lata. Przez kilka wiosen była najstarszą żyjącą medalistkąolimpijską, ale nigdy się tym przesadnie nie przejmowała. Podobnie jak swoimisukcesami. Przede wszystkim cieszyło ją życie i to, że tak długo była zdrowa,mogła się ruszać, czerpać radość z tego, co robi. Zmarła tydzień temu. Do dziśjest jedną z najwybitniejszy postaci w historii olimpizmu. I węgierskiego,i światowego. To historia Ágnes Keleti.SPIS TREŚCI 1. Radość z życia. Ágnes Keleti i jej biografia 2. Dziesięć medali i życzenie księcia 3. „Nic nie możemy zrobić” 4. „Wiedziałam, że to wszystko prawda” 5. W poszukiwaniu domu 6. Wesołe jest życie staruszkiDZIESIĘĆ MEDALI I ŻYCZENIE KSIĘCIABył rok 1952 roku, a Ágnes Keleti miała na karku 31 lat. Jak na gimnastyczkę –sporo. Nawet w tamtych czasach, gdy sport ten uprawiały w dużej mierze dorosłekobiety. W Helsinkach zaliczała jednak dopiero swój olimpijski debiut. Czterylata wcześniej, w Londynie, się nie udało. Była na miejscu, przygotowywała siędo startu, trenerzy mówili, że „jest bliska perfekcji”. Węgierki – na tamtychigrzyskach w kobiecej gimnastyce zorganizowano tylko zawody drużynowe – wierzyływ medal.I wtedy Keleti doznała kontuzji. Dwa dni przed startem.ReklamaReklamaNaderwała więzadło w kostce. O występie nie mogło być mowy. Trzeba byłoprzeboleć ten fakt, ale biorąc pod uwagę jej wcześniejsze doświadczenia –to była tylko mała niedogodność. Ágnes szybko się pozbierała i gdy wyleczyłauraz, ruszyła do dalszych treningów, mając na celowniku wspomniane już Helsinki.Choć wiele osób nie spodziewało się, by miała się tam dostać, biorąc pod uwagęfalę nowych rywalek w samych Węgrzech.A jednak się dostała. Pojechała. Uniknęła kontuzji. I w Finlandii była genialna.Zdobyła złoto w ćwiczeniach wolnych, do tego doszły trzy inne medale. Tenpierwszy olimpijski triumf po latach ceniła zresztą najbardziej. – Jest moimulubionym, bo ćwiczenia na podłodze były miejscem, gdzie mogłam robić,co chciałam. Mogłam być sobą – mówiła po latach. I to bycie sobą właśnie dałojej złoto. Czy jednak na tym poprzestała?Nie no, gdzie tam. Miała do odpracowania kilka straconych igrzysk. Dlategopo Helsinkach zamarzył jej się wyjazd i na kolejne, do Melbourne.– Wciąż czułam się na tyle mocna, by odnieść sukces po kolejnych czterechlatach. Ale jeszcze ważniejszym argumentem było to, że igrzyska byływ Melbourne. Moja siostra, Vera, żyła w Sydney, mogłabym ją dzięki temuodwiedzić – mówiła. Stąd raz jeszcze wzięła się do treningów. Wiek zaczął jednakrobić swoje. Ledwie dostała się do coraz mocniejszej kadry Węgier. Mało tego –w trakcie przygotowań do igrzysk omal… nie zginęła.– To było niedługo przed igrzyskami, po rewolucji na Węgrzech. Weszłam do halisportowej, która przez jakiś czas była zamknięta i otoczona czołgami.Przebierałam się, gdy nagle zbłąkana kula trafiła pół metra ode mnie. Moje stopywmurowało w ziemi, dopiero dozorca pospieszył mnie, żebym szybko wyszła,bo inaczej mogłabym przypłacić to życiem.ReklamaI ta sytuacja nie sprawiła jednak, że Keleti się zatrzymała. Węgierka trafiłado Australii, wystąpiła na igrzyskach i… zdobyła sześć medali, w tym czteryzłote! Najlepsza była w ćwiczeniach wolnych, na poręczach, równoważnii w drużynowych ćwiczeniach z przyborem. Mało tego, w Melbourne występowałaz częściowo zerwanym ścięgnem Achillesa. Sama mówiła potem, że wiele dała jejobecność siostry na trybunach, która przyjechała dopingować Ágnes. Ale ważneokazało się też doświadczenie i umiejętność uspokojenia nerwów. To dzięki nimzdobyła cztery złota, pokonując przy tym między innymi Łarysę Łatyninę –do czasów Michaela Phelpsa najbardziej utytułowaną olimpijkę w historii.Co jednak ciekawe – najbardziej dumna była z drużynowego triumfu.– Muzyka z tamtego występu wciąż rezonuje w moich uszach, podśpiewuję ją,gdy tylko zechcę – mówiła po latach. – Do tego pomalowałyśmy nasze wstęgina narodowe barwy, sympatyzując z rewolucjonistami, a odrzucając Rosjan. JedynieOlga Tass zapomniała swojej wstęgi w pokoju, więc weszła na matę z pomalowanąw inne kolory. Nasz występ był tak dobrze przyjęty, że na życzenie księciaFilipa [męża Elżbiety II, królowej Zjednoczonego Królestwa – przyp. red.]zaprezentowałyśmy go jeszcze raz. Nie wiem, czy coś takiego wydarzyło siękiedykolwiek wcześniej w historii.Życzenie księcia, oczywiście, zostało spełnione, a Keleti pokazała sięw Australii jako jedna z najlepszych gimnastyczek w dziejach. 35 lat na karku,uraz Achillesa, długa podróż, rewolucja na Węgrzech – nic nie przeszkodziło jejw osiągnięciu sukcesu.Ale trudno się temu dziwić. Doświadczenia jej życia sprawiły, że musiała byćgotowa na wielkie wyzwania.„NIC NIE MOŻEMY ZROBIĆ”Urodziła się jako drugie dziecko w rodzinie handlarza mięsem, ponad siedem latpo wspomnianej już Verze. Ojciec bardzo chciał syna, gdy więc na świat przyszładruga córka, nieco posmutniał. Ale nigdy nie dał jej odczuć, że jest dzieckiemniechcianym. Wprost przeciwnie: uznał, że skoro nie doczekał się chłopca,to dziewczynkę będzie traktować inaczej, niż to zwykle w tamtych czasach bywało– czyli bez zwracania uwagi na płeć.– Ćwiczenia i sport nigdy nie były ode mnie daleko. Ojciec szybko zaszczepiłmi do nich miłość. Pływałam, często wiosłowałam po Dunaju. Gimnastyka przyszłasama z siebie, początkowo niespecjalnie się jej poświęcałam – wspominała Keleti.Dodajmy, że miała też kontakt z szermierką. Poznała w tym czasie też węgierskicholimpijczyków i coraz bardziej się ze sportem lubiła.Początkowo bowiem nie chciała go uprawiać na poziomie wyczynowym. Jej marzeniembyło zostać wiolonczelistką. Do tego też ponoć miała talent, ale w tym samymczasie wraz z ojcem – a potem znajomymi czy trenerami – pływała, wiosłowała,wędrowała po górach, jeździła na nartach czy łyżwach, uprawiała gimnastykę,szermierkę, grała w tenis stołowy… Momentami trudno było wręcz wskazać zajęcie,którym się nie parała.W końcu uznała, że pragnie spróbować swoich sił w sporcie. Zamarzyły jej sięigrzyska, wierzyła, że może na nich wiele osiągnąć.Dołączyła więc do kilku renomowanych klubów, takich, z których wywodzili sięwęgierscy olimpijczycy. Szermierki uczył ją na przykład wnuk JózsefaKeresztessy’ego, uznawanego za założyciela węgierskiej szkoły szermierki. Jednaknajbardziej pociągać zaczęła ją gimnastyka. Wzięła się za nią późno, dopierow wieku 16 lat, ale szybko podłapała podstawy i zaczęła się rozwijać.Z czasem weszła do kadry. Marzenie o igrzyskach wydawało się jak najbardziejrealne. A potem przyszła wojna, planowaną w Tokio imprezę odwołano, a Keletiwydalono z klubów, bo na Węgrzech w życie weszło prawo, które odmawiało Żydommożliwości bycia członkami stowarzyszeń. Gdy jej to oznajmiono, prezes jednegoz nich stwierdził: „kochamy cię i jesteśmy z ciebie bardzo zadowoleni. Naprawdęnam przykro, ale nic nie możemy zrobić”. I taka była prawda.Kariera Ágnes Keleti została zastopowana. Zamiast niej zaczęła się walkao przetrwanie.„WIEDZIAŁAM, ŻE TO WSZYSTKO PRAWDA”– Wszystko było nieopisanie okropne, ale nigdy nie straciłam pozytywnegomyślenia. Nigdy nie byłam też przestraszona. Całe życie byłam optymistką,kierowała mną miłość do życia. Nie było innej drogi. Zawsze powtarzałam sobie,że odwaga pewnego dnia zostanie nagrodzona – mówiła Keleti, już lata po wojnie.W jej trakcie szukała sobie za to miejsca. Nie mogła być członkinią klubówsportowych, nie mogła też pójść na studia. Zamiast tego zatrudniła się więc jakouczennica w warsztacie futrzarskim, ale że często musiała zmieniać miejscepobytu, pracowała też w fabryce zbrojeniowej, jako pokojówka czy w saloniefryzjerskim. To wszystko była w stanie zrobić jednak tylko dlatego,że w międzyczasie uzyskała fałszywe papiery i przyjęła tożsamość innej kobiety.W tamtym okresie nie była już Ágnes Keleti, stała się Piroską Juhasz. – Dziękiniej przeżyłam. Zamieniłyśmy się ubraniami i papierami. Naśladowałam jej sposóbmówienia – wspominała.Kilkukrotnie była jednak blisko złapania. Raz straże getta odmówiły wypuszczeniajej z zamkniętego terenu, podejrzewając, że niekoniecznie jest tym, za kogo siępodaje. Musiała wyrecytować z pamięci treść papierów. Udało się, bo wcześniejstudiowała je w każdej wolnej chwili, by wszystko zapamiętać. – To był jedenz najbardziej nerwowych momentów w moim życiu – mówiła.Gdy sytuacja na Węgrzech się pogorszyła, wyszła za mąż. Rozniosła się bowiemplotka, że zamężne kobiety nie są odsyłane do obozów. Poślubiła przyjaciela, teżgimnastyka, choć przyznawała, że gdyby nie wojna, nigdy nie wyszłaby wówczasza mąż. Ich związek rozpadł się zresztą kilka lat później. Keleti otwarciekrytykowała też judaizm i rabinów – ślub wzięła cywilny – którzy, jej zdaniem,wyłącznie pogorszyli sytuację Żydów w jej ojczyźnie.– Wiedzieliśmy, co się stanie, bo przybyli do nas Polacy, którym udało sięuciec. Opowiedzieli nam o Auschwitz, o Birkenau. A ci idioci, węgierscy Żydzi,im nie uwierzyli! Ja wiedziałam, że to wszystko to prawda. Dlatego nienawidzęrabinów. Węgierscy rabini sprzedali Żydów nazistom. Powtarzali im, że mają robićto, czego Niemcy chcą, żeby nie zostać skrzywdzonymi – twierdziła jeszczepo latach, wciąż emocjonalnie reagując na tamte wspomnienia.Wspomnień zresztą było więcej. Wybijało się szczególnie jedno – z wyjątkowoostrej, wojennej zimy, w czasie której na ulicach Budapesztu leżało mnóstwociał. Pamiętała też żółte gwiazdy, które kazano nosić Żydom. Ona takiej nigdynie założyła, po tym nakazie uciekła na wieś, tam pracowała jako gosposiai ukrywała, że ma żydowskie korzenie.Wojnę przetrwała. W przeciwieństwie do ponad pół miliona węgierskich Żydów,którzy w jej trakcie stracili życia. Był wśród nich ojciec Ágnes. – To strasznaśmierć. Zanim opuściłam dom, mówiłam: „Tato, zrób jak ja, nie czekaj”.A on odpowiedział: „Nie mam już na to siły. Jestem za stary”. – Ojciecwięc zginął, ale przetrwały matka i siostra Keleti.Obie uratowały się dzięki działaniom Raoula Wallenberga, sekretarza szwedzkiejambasady w Budapeszcie, który bez porozumienia z przełożonymi wystawił okołodziesięć tysięcy szwedzkich paszportów dla węgierskich Żydów. Do tego kupowałdomy i budynki, w których ukrywali się uciekinierzy. Regularnie przekupywał teżprzedstawicieli węgierskiego rządu oraz niemieckich oficerów. Według szacunkówmógł uratować nawet sto tysięcy Żydów.[https://static.weszlo.com/cdn-cgi/image/quality=65,format=auto/2025/01/wallenberg.jpg]Raoul Wallenberg. Fot. WikimediaW styczniu 1945 roku został aresztowany przez NKWD i wywieziony do Moskwypod zarzutem szpiegostwa. Jego dalsze losy pozostają nieznane, najpewniej zmarłw którymś z radzieckich więzień lub obozów pracy.W POSZUKIWANIU DOMUDalsze losy Keleti już znacie. Kontuzja w Londynie, świetny występ w Helsinkachi absolutnie genialne igrzyska w Melbourne. Po nich Ágnes postanowiła zostaćw Australii. Zresztą zawsze powtarzała, że sport był dla niej sposobemna zwiedzenie świata i zobaczenie wielu miejsc. I może dlatego sięnie denerwowała, bo zwycięstwo obchodziło ją w drugiej, może nawet trzeciejkolejności. Sam fakt występu był już istotny, bo pozwalał spełniać marzenia.W 1956 roku marzeniem stało się pozostanie z dala od ojczyzny. Po nieudanym powstaniu węgierskim nie chciała wracać do Budapesztu. Wolała zostać w Australiiz rodziną. Dostała azyl polityczny, zaczęła pracować w fabryce. Początkowomyślała, że pozostanie na Antypodach, zresztą z czasem przyleciała tam też jejbabcia, która w zamian za paszport pozostawiła na Węgrzech właściwie wszystkieswoje rzeczy.Ale Ágnes nie potrafiła się zadomowić po drugiej stronie świata. Ostatecznietrafiła więc do Izraela.– Zaprosił mnie tam Zoltán Drückstein, były znajomy, który odkrył mnie jakogimnastyczkę, gdy byłam nastolatką. Poleciałam do Monachium, potem trafiłamdo Tel Awiwu. Wujek Drücki przywitał mnie słowami: „możesz być tu ładna,ale nie inteligentna”. A że nigdy nie byłam ładna, to nie miałam wielkichnadziei. Ale ostatecznie tam utknęłam. Kupiłam nieco sprzętu gimnastycznegoi zaczęłam uczyć tego sportu. Wkrótce zostałam liderką całego programu gimnastycznego w Izraelu – wspominała.[https://static.weszlo.com/cdn-cgi/image/quality=65,format=auto/2025/01/keletistare.jpg]Praca nie była łatwa. Krajowego wsparcia brakowało, wiele rzeczy Keletizałatwiała na własną rękę. Ale cieszyła się z niej, bo miała zajęcie, które jejsię podobało – uwielbiała uczyć – i związane z jej ukochanym sportem. Dodatkowo,co często podkreślała, Izrael był pierwszym miejscem od dzieciństwa, gdzie czułasię jak w domu. Bo nie wyróżniała się jako Żydówka, a była po prostu kolejnąosobą w tłumie. Zresztą wkrótce znalazła w Izraelu męża i urodziła dwójkędzieci. Mówiła, że to jej „kolejne dwa olimpijskie złota”.Ale to nie tak, że ten kraj to dla niej tylko szczęście.– Miałam sporo szczęśliwych dni, ale niemal nieustannie byłam skonfliktowanaz władzami, bo nie bałam się mówić, co myślę. Zwykle jako ostatnia dostawałamprzez to podwyżkę, a nie zarabiałam dużo. Zarabiałam więcej niż mogłabymna Węgrzech, ale równocześnie życie w Izraelu było droższe – wspominała. Mimowszystko wiodła jednak życie, które jej się podobało. Narzekać mogli za to… jejwychowankowie.Była bowiem wymagającą trenerką. Nie odpuszczała. Uważała, że jeśli ktoś chcewystępować w zawodach, szybko musi oswoić się z presją i nerwami. Stądna treningach wprowadzała momentami reżim, popychając dzieciaki do przekraczaniagranic. – Nie było z nią lekko. Pamiętam, jak powiedziała jakiejś dziewczynce,poprawiając jej formę: „Nie otwieraj swoich nóg jak tak. To jeszcze nie noc” –wspominał Sergiusz Lipczyc, były bokser, który akurat widział treninggimnastyczek.Ostatecznie jednak to działało. Izraelska gimnastyka rozwinęła się właściwiebłównie dzięki działaniom Keleti. Owszem, nigdy nie weszła na poziom taki,jaki prezentowała Ágnes – co zresztą sama Keleti często zrzucała na brakwsparcia ze strony sportowych władz – ale zanotowała wielki progres.Pięciokrotna mistrzyni olimpijska poświęciła jej zresztą ponad dwie dekadypracy, od początku ucząc w Izraelu nie tylko tego, jak gimnastykę uprawiać,ale i jak ją trenować oraz co jest potrzebne do odniesienia sukcesu. Dbałao sprzęt, infrastrukturę, walczyła z brakami finansowymi.Do dziś powtarza się, że izraelska gimnastyka to właściwie jej dzieło. Ona samabyła jednak krytyczna.– Niczego nie osiągnęliśmy. Nie mogliśmy, gdy świat trenował dwa razy dziennie,a my robiliśmy to trzy razy w tygodniu. Nie osiągnęłam sukcesu w Izraelu –mówiła. Wielu z jej byłych podopiecznych jednak się z tym stwierdzeniemnie zgadza. Bo choć faktycznie – medali nie zdobywali, to wszyscy podkreślają,że Keleti nauczyła ich nie tylko sportu, ale też życia i tego, jak się nimcieszyć oraz jak w nim postępować.A to równie ważne. O ile nie ważniejsze.WESOŁE JEST ŻYCIE STARUSZKINa emeryturze Ágnes żyła po swojemu. Przez lata była aktywna. Jeszcze na krótkoprzed setnymi urodzinami mogła robić szpagaty, choć z czasem zabroniła jej tegoopiekunka. Wtedy dziennikarzom prezentowała co najwyżej szpagat na stojąco,wyciągając nogę nad głowę. Przez lata nie wracała też do ojczyzny – na powrótsprowadziła się tam dopiero na starość, wcześniej odwiedzając ją ledwiekilkukrotnie przez ponad trzy dekady.Początkowo miała problem, by Węgry ponownie nazywać domem. Przeżycia z czasówwojny i powstania wciąż były w jej pamięci zbyt żywe. Dopiero po kilku latachto słowo pojawiło się w jej wypowiedziach. I tak jak wcześniej w Izraelu,tak w ojczyźnie faktycznie ten dom znalazła.Wspomniani dziennikarze odwiedzali ją regularnie, właściwie co roku na urodziny,a czasem i przy okazjach takich jak wręczenie kolejnego odznaczenia,których z czasem otrzymała mnóstwo – zarówno z Izraela, jak i Węgier, a zdarzałysię i międzynarodowe. Każdemu opowiadała, jak żyje. Zmieniało się to,oczywiście, z czasem.Gdy miała 90 lat chodziła pływać i spacerować, ba, zdarzało jej się nawetwiosłować po Dunaju, nadal też bez problemu się rozciągała. W wieku 95 wyciągałaopiekunki na piwo i nie rezygnowała z aktywności. Równoważyła nią pociągdo słodyczy, których odmawiała sobie przez lata, żeby przypadkiem „nie urósł jejtyłek”. Medali olimpijskich, o które pytali wszyscy odwiedzający, z czasemnie mogła nawet znaleźć. Nie zależało jej na nich przesadnie. Mówiła,że ważniejsze jest to, że wciąż żyje i jest w dobrej formie, a przez to możecieszyć się życiem.[https://static.weszlo.com/cdn-cgi/image/quality=65,format=auto/2025/01/keleti-1024x648.jpg]Ágnes Keleti w wieku 100 lat. Fot. Róth Tamás/Wikimedia– Mam dobre życie – powtarzała regularnie. Dopiero ostatnie dwa lata spędziłana wózku, po upadku i operacji. Ale i wtedy nie straciła swojego humoru. Nadalkażdy dzień spędzała z uśmiechem na ustach, zabawiała się rozmowamiz opiekunkami czy odwiedzającymi ją gośćmi. Setne urodziny – wtedy jeszcze byłasprawna – świętowała w tak dużym gronie, że potrzebna była kolejność wejść. –Najpierw oficjele, potem dziennikarze, a gdy oni wyjdą, rodzina i przyjaciele –opisywała.Nie uważała się za wybitną postać. Gdy wyszła jej biografia (jedna z wielu)zatytułowana „Królowa gimnastyki” powtarzała, że to spora przesada. Lubiła sięśmiać, lubiła bawić, nie traktowała siebie zbyt poważnie. – Jestem silna.I niemądra – twierdziła regularnie. Nie przerażało ją też to, że już kilka lattemu została najstarszą żyjącą medalistką olimpijską. Powtarzała, że nigdynie patrzy w lustro i dzięki temu nadal czuje się młodo. A te sto lat minęło,jak sześćdziesiąt.Gimnastyka? Poza tym, że długo sama ją praktykowała, to czasem oglądała.Podobnie jak sport ogółem. Choć raczej przy okazji największych imprez. W jejdyscyplinie nie podobało jej się odejście od zjawiskowości na rzecz siły.Uważała też, że za bardzo obniżył się wiek zarówno pierwszych treningów, jaki występów na największych scenach. – To niszczy te dzieci. Nie powinno sięzaczynać treningów tak wcześnie. Po pierwsze powinno się rozwijać umysły dzieci,nie ich ciała – mówiła.Dodawała też, że nie podoba jej się to, jak bardzo kluczowe stało sięzwycięstwo. Uważała, że gimnastyka utraciła swe piękno. Nadal podziwiałanajlepsze zawodniczki – jak Simone Biles – ale jednak jej zdaniem to nie byłojuż to. Choć igrzyska regularnie oglądała mimo tego. Również te paryskie,w trakcie których miała przecież już 103 lata.104 nie dożyła. Zmarła na tydzień przed urodzinami. Ale jej przeżyciamii tak można by obdzielić kilka osób. Radością, jaką czerpała z każdego dnia –również.SEBASTIAN WARZECHAŹródła cytatów: Die Welt, Olympics.com, The Telegraph, Guardian, Nemzeti Sport,Shoshana Kordova, Index.hu, JTA.org, Times of Israel, Washington Post,Sportall.Blikk.Hu (za Przeglądem Sportowym).Czytaj też: * Laszlo Papp. Mistrz, który przegrał z systemem [https://weszlo.com/2023/10/16/laszlo-papp-sylwetka-boks-historia/] * Olimpijczyk prosto z Syberii. Historia Czesława Kwiecińskiego [https://weszlo.com/czeslaw-kwiecinski-biografia] * Od walki o niepodległość, po walkę o medal olimpijski. Życie Adama Królikiewicza [https://weszlo.com/2022/11/11/adam-krolikiewicz-sylwetka/]

Share this: